Ulubione kwiaty cięte i wprost z ogródka.

Przyznam, że nie pamiętam pierwszych kwiatów, które polubiłam. Tak wiele ich było...
Kiedy miałam je w ręku, (no, częściej w małych wówczas rączkach), przyglądałam się płatkom, które najczęściej były tak równomiernie nałożone na siebie, tak symetrycznie i gładko, że ciekawiło mnie jak takie piękno mogło powstać samoistnie...
Zapachy, kolory, różnokształtne listki, płatki czasem większe niż dłoń, meszek na łodydze, albo kolec dla odmiany...
Te wszystkie cechy charakteryzujące kwiaty, tworzyły mieszankę, jakiej nie potrafiłam się oprzeć, jakiej poświęcałam wolną chwilę, gdy tylko miałam jakiś większy kontakt z nimi.

Z kwiatów, o które dbałam samodzielnie, zapamiętałam fiołki. Małe, fioletowe kwiaty, z żółtymi pręcikami i meszkiem na okrągłych listkach... Do dziś pamiętam zapewnienie mamy, że będzie im się lepiej rosło, gdy wodę wypiją spod listków. Na listku mogłaby im zaszkodzić. Od tamtej pory podlewałam je właśnie tak. Rosły sobie na słonecznym parapecie...
Z wypraw z Babcią, zapamiętałam za to pełen ogródek różnokolorowych kwiatków, które Babcia pielęgnowała z uwagą. Małe bukieciki ze stokrotek, narcyzów, czy polne - każdy z nich był dla Niej ważny. I każdy niepowtarzalny. Choć z tych wypraw zapamiętałam więcej niż tylko kwiaty... 
Podczas rodzinnych wyjazdów też tulipany, czy lilie, które cioteczka hodowała w swoim ogródku.

Z kwiatów ciętych lubiłam róże. Właściwie nadal je lubię. W kolorze głębokiej czerwieni lub bordo. Choć mile cieszą oko również różowe, w bladych odcieniach, w ledwie widocznym kolorze. Róże ze względu na zapach, ale też i niezwykłą urodę i starannie ukształtowane kwiaty, z wręcz przytulającymi się płatkami. Mimo, że pełnią rolę dekoracyjną, nadają się też do suszenia. Choć jednak zapach jest najważniejszy...

Frezje - najbardziej kobiece wśród kwiatów... Uważam, że nie powinno ich zabraknąć w wazonie. Stoją w nim przez dłuższy okres i kwitną bez względu na pogodę. Choć bardzo lubią słoneczko, w chłodnym, przewiewnym miejscu, również pięknie pachną... Co ciekawe niemal każdy kolor (a wśród nich między innymi biały, żółty, pomarańczowy, czerwony, czy fioletowy) inaczej pachnie. Z każdej gałązki, w zależności od fazy wzrostu, rodzi się kilka kwiatuszków. Na jednej łodyżce bywa więc, że rośnie ok. 5-7 kwiatów. A im dalej od pierwszego, tym kwiatuszek jest mniejszy... Frezjom najpiękniej pachną właśnie pręciki. To one, podobnie jak u fiołków, wydzielają tak oryginalny zapach, któremu trudno się oprzeć.

Dawniej również na naszym kieleckim Rynku, lub na bazarze, miłe Starsze Panie sprzedawały różnokolorowe, cięte kwiaty, wprost z własnego ogródka lub łąki. Przesiadywały zawsze w tym samym miejscu, z wiadereczkiem z najróżniejszymi kwiatami. Czasem były to mieszane bukiety, czasem małe pęczki np. róż. Innym razem stokrotki, albo konwalie z charakterystycznymi, wysokimi liśćmi... Wszystkie kwiaty miały swój niepowtarzalny urok. Zbierane z sercem i z radością podawane, nie licząc na zysk. To było najmniej ważne...
Od jakiegoś czasu już nie ma tych miłych Pań... Pozostały za to wspomnienia. I chęć, aby ciągnąć tę piękną, ogrodniczą tradycję dalej, aby w kobietach mogły się budzić najpiękniejsze wartości. By zachęcać je również do przebywania na łąkach, w ogródkach... I aby kolorowe, również dziko rosnące kwiaty, miały szansę rosnąć...


Dbajcie o nie...


< wstecz